Po zwycięstwie w derbach południa kibice tarnowscy jak i sami zawodnicy liczą, że Unia Tarnów zacznie piąć się powoli w ligowej tabeli. Jednym z ojców zwycięstwa na torze Żurawi był Martin Vaculik.
Słowak w końcu zaprezentował formę zbliżoną do tej z ubiegłego sezonu, a jego zdobycz punktowa wyraźnie pomogła Unii w odniesieniu zwycięstwa. – Cieszę się bardzo, bo udało mi się wygrać nawet bieg, a w pozostałych nie przyjeżdżałem pół okrążenia z tyłu jak to miałem ostatnio w zwyczaju. Dobrze, że znowu widzę kontakt z innymi zawodnikami – oznajmił bardzo krytycznie w stosunku do siebie.
Ostatnie dni Martin spędził w Szwecji ze swoim tunerem pracując nad sprzętem. – Dużo rozmawialiśmy co trzeba poprawić by było znacznie lepiej. On to próbował wdrażać. W Goeteborgu na sobotniej GP nie miałem tego sprzętu, na który czekam dlatego tamten start to też był swego rodzaju test, który nie wyszedł – wyjaśnił.
Słowak zdradził przyczynę sukcesu w Rzeszowie. – Przywiozłem do Rzeszowa świeżo po serwisie tę jednostkę napędową, która zdała egzamin podczas naszej inauguracji przeciwko Unii Leszno. Wywalczyłem na niej sporo punktów więc jest szybka i trzeba ją oszczędzać na ligę. Jednak po tylu zerach z rzędu muszę się z powrotem przestawić na wygrywanie i bycie w kontakcie. Podróżowanie trzydzieści metrów z tyłu zostawiło ślad. Parę meczów i będzie wszystko w porządku – powiedział.
W kolejnej rundzie Jaskółki wybierają się do Gniezna na mecz z tamtejszym Startem. – Jeździłem tam i uważam, że to dobry tor. Trzeba od początku spasować motocykle, zacząć agresywnie z animuszem i powalczyć o dobry rezultat – zapowiedział.
Nie tylko kibice, ale także Martin oczekuje na powrót do drużyny Leona Madsena i ma nadzieję, że nastąpi to już w najbliższej kolejce. – Leon miał poważny wstrząs mózgu i wszyscy życzymy mu szybkiego powrotu do zdrowia oraz do naszego zespołu. Miejmy nadzieję, że stanie się to już w Gnieźnie – zakończył.