Leon Madsen zaliczył fatalny w skutkach upadek podczas niedzielnego meczu z Betard Spartą Wrocław. Tuż po spotkaniu zawodnik był bardzo obolały i nie mógł nawet wyjść do swoich kibiców – W tym momencie czuję się fatalnie. Ogromnie bolą mnie plecy. Zdecydowałem się pojechać dla dobra drużyny, ale to było naprawdę bardzo trudne. Cały czas czuję ten ból w plecach… – powiedział z trudem Leon.
Madsen przyznał, że nie był na tyle szybki jakby chciał, a do tego złapał trochę śliskiej nawierzchni. Na szczęście bardzo przytomnie zachował się Maciej Janowski i nie doszło do poważnej kontuzji – Nie byłem wystarczająco szybki. Szymon Woźniak mnie zobaczył z próbował zablokować. Musiałem zjechać do wewnętrznej żeby nie uderzyć w niego. Złapałem wtedy trochę takiej śliskiej nawierzchni, obróciło mnie i upadłem. Wtedy zobaczyłem Maćka. Dziękuję mu i cieszę się, że nie uderzył we mnie – wyjaśnił nasz zawodnik.
Duńczyk był również bardzo niepocieszony ze względu na wynik drużyny. Jak zawsze chciał walczyć do samego końca – Oczywiście jestem bardzo niezadowolony, że przegraliśmy to spotkanie. Naprawdę chciałem walczyć do ostatniego biegu. Wszyscy wierzyliśmy, że uda nam się to wygrać. Obecnie jednak cieszę się, że mogę stać i rozmawiać, a nie jechać do szpitala – dodał.
Madsenowi bardzo zależało na awansie do przyszłorocznego Grand Prix, jednak tym razem pożegnał się z eliminacjami na wczesnym etapie. Czy Leon liczy na dziką kartę w kolejnych rundach? – Być może. Jeśli ktoś uzna to za stosowne. To jednak nie moja decyzja. Będę starał się jechać jak najlepiej w każdych zawodach i zobaczymy co będzie – zakończył.