– Przemysław Frączek: Cześć Artur. Dobrze Cię słyszeć po tak długiej przerwie. Wytrzymujesz jeszcze jakoś bez żużla?
– Artur Mroczka: Jest kilka rzeczy, bez których nie mogę wytrzymać. Żużel jedną z nich, tak to prawda.
– PF: U Ciebie ten głód pewnie jest jeszcze większy niż u innych. Straciłeś przecież większą cześć poprzedniego sezonu, teraz sytuacja z pandemią. Zapału chyba w takim razie nie zabraknie?
– AM: U mnie głód jazdy na żużlu jest zawsze, nawet tuż po zawodach, kiedy chciałbym pojechać kolejne wyścigi, ale w lidze jest ich tylko pięć (śmiech) . Nie pierwszy raz straciłem sezon i ta sytuacja nie była dla mnie nowością.
– PF: Jeśli jesteśmy już przy zeszłym sezonie powiedz czy ręce są już w 100% gotowe do wysiłku?
– AM: Stanisław i Matylda (dzieci Artura – dop. red.) to dwoje moich najlepszych rehabilitantów. Dają mi codziennie wycisk, no i oczywiście nie oszczędzają tych rąk. Fikołki, zakrętasy w jeziorze, także ręce są eksploatowane na full.
– PF: Cały sport, w tym także oczywiście ten żużlowy został dotknięty przez kryzys. W obliczu tego wszystkiego każda złotówka od sponsorów jest chyba podwójnie cenna?
– AM: Tak, oczywiście. Dziękuję bardzo Głównemu Partnerowi Grupie Azoty za wsparcie w tym ciężkim czasie. Ale chciałbym też podziękować za wspólne ostatnie lata, które były istną karuzelą dla drużyny tarnowskiej, przy maksymalnej dawce pozytywnych emocji. Chciałbym jak najszybciej wrócić do Ekstraligi, najlepiej z Unią Tarnów. Nie mógłbym też w tym miejscu zapomnieć o moim człowieku, który jest ze mną niemalże od początku kariery. To Pan Mariusz Czmut. Bardzo dziękuję, że zawsze mogę na Ciebie liczyć. Z Tobą osiągałem moje najlepsze sportowe wyniki i mam nadzieję że razem osiągniemy jeszcze wiele.
– PF: Drużyna Jaskółek nie przeszła jakiejś gruntownej przebudowy. Za Wiktora Kułakowa pojawił się Michał Gruchalski. Do tego doszedł Kim Nilsson. W poprzednim sezonie niewielu widziało was w fazie play-off, a jednak się udało. Czy Twoim zdaniem miejsce w czołowej czwórce jest realne do wywalczenia?
– AM: Oczywiście jako drużyna jesteśmy nastawieni na walkę o jak najlepszy wynik, co wróży nie lada emocje. Każdy wie, że w Jaskółczym Gnieździe ciężko jest wygrać z nami, a to powoduje, że jesteśmy mocni. Wyjazd do przeciwnika zawsze budzi emocje i daje wiarę w zwycięstwo. Jaskółki latają wysoko.
– PF: Najbliższy sezon będzie z pewnością zupełnie inny niż poprzednie. Powiedz, czy jeśli pojawiłaby się możliwość jazdy w zagranicznych ligach, to rozważysz takową, czy dalej skupiasz się na zawodach w naszym kraju?
– AM: To nowe rozdanie! Nowe przemyślenia, nowe wyzwania. Na pierwszym miejscu Unia Tarnów, ale, już mogę powiedzieć, że jeżeli wszystko się uda, to będziecie mogli w tym sezonie obserwować moje występy w szwedzkiej Elitserien. Kolejny krok to mocno zaznaczyć swoją obecność w Indywidualnych Mistrzostwach Polski. Chciałbym też wrócić do Anglii, która jest dla mnie stworzona. Ciężkie, techniczne tory, na których czuję się jak przysłowiowa ryba w wodzie. Stamtąd też pochodzi mój przydomek “King Affa”.
– PF: Brzmi bardzo ambitnie. Jakiego Artura Mroczkę zobaczymy od lipca: spokojnego i rozważnego, czy walczącego o każdy centymetr i nieco „szalonego”?
– AM: Waleczność i nieustępliwość to moje znaki rozpoznawcze. No i start. W tym roku będzie rakieta na starcie!
– PF: Dzięki za miłą rozmowę. Do zobaczenia niedługo.
– AM: Dziękuję. Życzę kibicom niezapomnianych wrażeń, a sobie i kolegom z toru jazdy bez kontuzji. Zielone światło zapalone: START!!! Ze sportowym pozdrowieniem Artur Mroczka.